Relacje

Na zielonej Ukrainie
Seminarium wyjazdowe na Ukrainę w dniach 27 maja do 1 czerwca 2011 roku (Włodzimierz Wołyński, Poryck, Beresteczko, Łuck, Ołyka, Dubno, Poczajów, Krzemieniec, Zbaraż, Trembowla, Buczacz, Jazłowiec, Kamieniec Podolski, Chocim, Dźwinaczka, Podhorce, Lwów)

Kolejne seminarium wyjazdowe od 27 maja do 1 czerwca 2011 roku skierowane było na Wschód, na Kresy, a myślą przewodnią byli Polacy i polonica na dawnych kresach Polski. Czekaliśmy na spotkanie z historią, szczególnie dotyczącą XVII wieku, a dobrze nam znaną z Trylogii Henryka Sienkiewicza. Program był przebogaty, ale chcę przekazać swoje wrażenia z tej wyprawy, a nie opis zwiedzanych miejsc. Cieszę się, że pilotem była Pani Wiesława Dłubak Bełdycka, bo jest to osoba ciepła, sympatyczna i rzeczowa. Ale już od Włodzimierza Wołyńskiego pałeczkę przewodzenia przejęła energiczna, konsekwentna i „ śpiewnie rozgadana” Pani Jadwiga Gusławska z Krzemieńca. Wszystko co było do zwiedzania, a było tego dużo, aż do Lwowa, podziwialiśmy i przeżywaliśmy pod egidą Pani Jadzi, zgodnie z podanym wcześniej programem. Były to oczywiście główne relikty przeszłości, czyli zamki, pałace, twierdze i kościoły. Wymienię tylko gdzie byliśmy, a potem przedstawię swoje przeżycia, myśli i wrażenia. A więc zaczęliśmy od Włodzimierza Wołyńskiego, potem było Beresteczko znane z powstania Chmielnickiego, Łuck, Ołyka, Dubna, Poczajów. Niejedna łza spłynęła w Pawlice koło Porycka, gdzie od niedawna stoi pomnik upamiętniających rzeż Polaków dokonanych przez Ukraińców. Napis („pamięć, żałoba, jedność”) na nim jest enigmatyczny, nie oddaje wprost tych okrutnych zdarzeń z lat II wojny. Trzeci dzień, upalny, jak i te poprzednie, to rodzinne miasto Juliusza Słowackiego, a oczko w głowie Pani Jadzi, czyli Krzemieniec. Odwiedziliśmy miejsca związane ze Słowackim i jego matką Salomeą, ale w pamięci pozostanie także wzruszający koncert w kościele, po mszy św., podczas którego wysłuchaliśmy pieśni religijnych wykonanych przez młodych i małych Polaków z Ukrainy. Były łzy …. . To było do południa, a potem Zbaraż, Trembowla, Buczacz i przyjazd spóźniony do Jazłowca. Tu u Sióstr Niepokalanek zatrzymaliśmy się na dwa noclegi. Kolejny już czwarty dzień naszej wyprawy, obfitował w przeżycia związane z Kamieńcem Podolskim, Chocimiem, Dżwinaczką i Jazłowcem. Pozostałe dwa dni spędziliśmy we Lwowie, a dojeżdżając tu z Jazłowca, dodatkowo byliśmy w Podhorcach i z daleka oglądaliśmy Olesko, w którym urodził się Jan Sobieski. Obfitość wrażeń z tak wielu miejsc byłaby trudna do przekazania w niewielkim artykule. Były to wrażenia różnorodne – smutek, a nawet łzy w miejscach zniszczonych, czekających, że być może jeszcze zalśnią swoją dawną świetnością i tak to odczuwałam przed kolegiatą Świętych Piotra i Pawła w Ołyce, przed kościołem i pałacem w Podhorcach, czy przed dźwigającym się ze zniszczeń pałacem Czartoryskich i Poniatowskich w Jazłowcu. Poczajów – słynny obiekt sakralny – prawosławne Sanktuarium Matki Bożej – Ławra Poczajowska to 16 cerkwi, kaplice, kopuły, wieże, dzwonnica tworząca niepowtarzalny zespół architektoniczny. Wszystko utrzymane w idealnym stanie, głównie w bieli i złocie, budzi uczucie wzruszenia i przemawia swoim pięknem do głębi duszy. Twierdze i zamki, częściowo zrekonstruowane (odrestaurowane) przywodzą na myśl heroizm walczących tutaj Polaków. Pewnie większość z nas obiecywała sobie tutaj wrócić do kart Trylogii, do historycznych i fikcyjnych bohaterów tamtych wydarzeń. Pod wieloma względami zapisze się w mej pamięci pobyt w Jazłowcu, gdzie zabytki, nieskażona przyroda i misja sióstr Niepokalanek stanowią o szczególności tegoż miejsca. Poznaliśmy długą historię Jazłowca i jego właścicieli, a także dzieje Zgromadzenia Sióstr Niepokalanek, założonego przez błogosławioną Marcelinę Darowską. W kaplicy jazłowieckiej stanęła figura Matki Bożej poświęcona w 1883 roku przez arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Z czasem figura zasłynęła w liczne cuda i łaski. W 1946 roku siostry musiały opuścić klasztor, ale wyjeżdżając do Szymanowa uratowały figurę Matki Bożej używając szczególnych wybiegów. Niepokalanki po 50 latach wróciły, z heroizmem odbudowując część pałacu, kaplicę, przywracając dawny stan otoczeniu (park, katakumby) a przede wszystkim krzewiąc duchowość chrześcijańską. Lwów – dla nas miejsce gdzie żyli i spoczywają sławni Polacy, czyli Cmentarz Łyczakowski i ci, co oddali życie broniąc polskości Lwowa, w tym „Orlęta”. Tu skierowaliśmy pierwsze kroki i oddaliśmy im cześć, tu uroniliśmy niejedną łzę słuchając słów przewodnika, pana Pawła. Wieczorem, przy obiedzie w restauracji panował zgoła inny nastrój, w który wprowadziła nas kapela lwowska. Dzień ostatni – to zwiedzanie zabytków Lwowa, śladów polskości w tym cudownym mieście. A więc kościoły, kamienice „ze śladami dawnej wspaniałości”, ratusz, pomnik Adama Mickiewicza i perła architektury – gmach opery. Lwów, miasto pamiątek, ale i życia współczesnego, tętniące gwarem i śmiechem młodych, a szczególnie dzieci – bo był to 1 czerwca – Dzień Dziecka. Upalne, skwarne dni wypełnione od rana do wieczora zwiedzaniem dostarczyły wrażeń i przemyśleń, a także chęci powrotu za jakiś czas. Dziękuję, Pani Weroniko i wierzę, że kolejny wyjazd dostarczy nie mniej wrażeń.

Elżbieta Pawłowska